W świetnym nastroju wrócił do
mieszkania po dzisiejszym treningu. Valverde powołał go na jutrzejszy mecz
wyjazdowy. Uśmiechnięty od ucha do ucha odstawił na blat siatki z zakupami i
zabrał się za przygotowywanie chilli con carne, które tak bardzo uwielbiała jego
żona. Mieli dzisiaj co świętować. Nie dość, że Sergi był w pełni zdrowy, to
wszelkiej maści dziennikarze odczepili się od nich, kiedy tylko po sieci
rozeszło się zdjęcie z ich obrączkami. Agent natomiast przyznał podczas rozmowy
w rozgłośni COPE, że „Państwo Roberto są małżeństwem od przeszło pięciu lat i
są szczęśliwi”, prosząc jednocześnie o uszanowanie prywatności tych młodych
ludzi.
– Już
jestem! Coś się stało, że kazałeś mi wcześniej wyjść z wydawnictwa? – usłyszał
głos w holu, a już po chwili trzymał brunetkę w swoich ramionach.
–
Dzień dobry, skarbie – złożył na jej ustach długi, namiętny pocałunek,
uśmiechając się przy tym szeroko.
– A
czym sobie zasłużyłam na takie powitanie? – zachichotała, przygryzając wargę.
– Po
prostu się stęskniłem za moją żonką. – wzruszył ramionami – Jadę jutro na mecz,
wiesz?
– Och,
to świetnie! – uściskała go mocno – A co tak pięknie pachnie?
–
Zrobiłem obiad! – wypiął dumnie pierś – Ostatnio to ty o mnie dbałaś i mi
gotowałaś, więc postanowiłem ci się dzisiaj odwdzięczyć. Dziękuję, że przy mnie
byłaś i mi pomagałaś, kochanie. Chociaż dobrze oboje wiemy, że nie musiałaś. –
pogłaskał ją po włosach – Jesteś najlepszą żoną pod słońcem.
***
Dochodziła jedenasta, a Sergi
wyszedł z mieszkania jakieś pół godziny temu. Carmen siedziała na łóżku i tępo
wpatrywała się w leżącą u jej stóp walizkę. Zacisnęła mocno powieki i głośno
odetchnęła, zastanawiając się nad tym, co powinna zrobić. Myślała o tym, co
działo się z jej życiem. Jeszcze dwa lata temu wszystko było dobrze. A dziś? Była
w związku nie-związku ze swoim jeszcze mężem i po prostu nie wiedziała, co o
tym sądzić. Niby było między nimi dobrze, ale do tej pory nie poruszyli żadnego
z ważnych tematów. Tak naprawdę rozmawiali tylko o pracy albo o pierdołach.
Carmen wprowadziła się do ich byłego mieszkania
w Pedralbes, by mieć oko na Roberto, kiedy był w trakcie rekonwalescencji. Ale
teraz? Teraz był już w pełni zdrów i gotów do gry, czego dowodem było powołanie
na dzisiejszy ligowy mecz. Jej rola tutaj dobiegła więc końca. Nie rozmawiali o
tym, co będzie później. Co więc miała zrobić? Zostać, czy wrócić do siebie?
– Tak?
– jej rozmyślania przerwał dźwięk przychodzącego połączenia.
–
Dzień dobry, pani Soler. Z tej strony mecenas Ignacio Valdez. Nie przeszkadzam?
– Nie,
nie przeszkadza pan. W czym mogę panu pomóc?
–
Chciałem panią poinformować, że wczoraj wieczorem otrzymałem potwierdzenie z
sądu, że wyznaczono termin rozprawy.
–
Kiedy? – wyrzuciła z siebie.
– Za
dziesięć dni, we wtorek o godzinie trzynastej. Powinna pani otrzymać też pismo,
ale postanowiłem poinformować panią niezwłocznie. Mam nadzieję, że nie gniewa
się pani, że zabieram jej czas w weekend?
– Nie,
skądże. Dziękuję za telefon. Do zobaczenia w sądzie, mecenasie Valdez.
Nie czekając, rozłączyła się i
odrzuciła komórkę na materac. Cóż. Chyba właśnie otrzymała swoją odpowiedź. Skoro
temat rozwodu nadal był aktualny, to nie było tu dla niej miejsca. Schyliła się
i zasunęła zamek walizki. Podniosła ją i zaniosła do przedpokoju. Przeszła się
po mieszkaniu i pozamykała wszystkie okna oraz drzwi tarasowe. Wzięła do ręki
torebkę, a drugą pociągnęła za sobą bagaż, opuszczając apartament. Zamknęła
drzwi na klucz, kiedy ponownie rozdzwoniła się jej komórka. Zdziwiona
przesunęła palcem po ekranie i odebrała.
– Tak?
–
Carmen? Z tej strony Maria – po drugiej stronie słuchawki usłyszała ciepły,
nieco zachrypnięty głos.
– Tak,
to ja. Coś się stało? – przestraszyła się, bo kobieta bardzo rzadko do niej
dzwoniła.
– Czy
mogłybyśmy się dzisiaj spotkać? Znalazłabyś dla mnie czas na kawę? Bardzo
proszę, Carmen.
–
Gdzie i o której? – zapytała prosto z mostu.
– O
trzynastej u pani Marisy?
–
Dobrze, będę.
– Do
zobaczenia, Carmen.
Nadal zszokowana godzinę później
dotarła do swojego małego mieszkanka. Wypakowała ubrania i włożyła je do kosza
na pranie, a następnie poprawiła delikatny makijaż i ruszyła na spotkanie w
kawiarni. Pełna obaw co do nadchodzącej rozmowy.
O tej porze w sobotę nie było
tłumów u pani Marisy. Ludzie szykowali obiad lub po prostu rodzinnie spędzali
czas. Weszła niepewnie do lokalu, rozglądając się. Na samym końcu, przy stoliku w rogu dojrzała dwie kobiety, z
czego jedna siedziała na wózku. Wzięła głęboki wdech i ruszyła w kierunku
teściowej.
–
Dzień dobry – przywitała się z kobietami, zajmując obok nich miejsce.
–
Witaj, Carmen. Cieszę się, że znalazłaś dla nas czas – starsza kobieta posłała
jej delikatny uśmiech.
– Hej,
mam nadzieję, że nie obrazisz się, ale już ci zamówiłam kawę. Nie zmieniłaś
upodobań, prawda? – zapytała niepewnie młodsza z pań.
– Nie.
– pokręciła głową, uśmiechając się lekko – Miło cię widzieć, Anno.
–
Ciebie również, kochana – poklepała ją po dłoni.
– Co
się stało, że chciałyście się ze mną zobaczyć? Skoro jesteście tu obie, to
podejrzewam, że macie poważny powód – upiła łyk kawy, bacznie się im przyglądając.
–
Widziałam wasze zdjęcie na profilu Sergiego. – zaczęła cicho dziewczyna – Mama
widziała kilka artykułów w gazetach…
–
Proszę was, po tylu latach powinnyście już wiedzieć, że w tych wszystkich
plotkach często nie ma za grosz prawdy! – jęknęła zirytowana.
–
Podobno zajmowałaś się nim po wypadku na rowerze – zabrała głos pani Carnicer.
–
Potrzebował opieki, pani Mario. Nie mogłam zostawić go samego. To naturalne, że
się nim zajęłam. Nie uważam, żeby to było coś złego – wzruszyła ramionami.
–
Oczywiście, że nie. – automatycznie zaprzeczyła – Wręcz przeciwnie, Carmen.
Jednak musisz wiedzieć, że… – westchnęła.
–
Kiedy wyjechałaś, Sergi bardzo to przeżył. – dokończyła za matkę Anna – Bardzo
cierpiał i…
– Ja
też cierpiałam – prychnęła.
–
Posłuchaj, Carmen. Jesteś naprawdę wspaniałą dziewczyną i doceniam wszystko, co
kiedykolwiek zrobiłaś dla naszej rodziny. Ale Sergi to mój syn i nie chcę, by
cierpiał. Jeśli więc masz zamiar ponownie go skrzywdzić…
–
Wiem, że może trudno wam w to uwierzyć, ale to nie ja skrzywdziłam Sergiego,
tylko on mnie! – fuknęła, podnosząc się z krzesła – Małżeństwo to partnerstwo i
kompromisy. Próba zrozumienia drugiej osoby. Staranie się. Ja sama tego nie
pociągnę. – pokręciła głową – A pani syn nie chce niczego naprawiać.
–
Dlaczego się rozstaliście?
– Niech
zapyta pani Sergiego, dlaczego nasze małżeństwo to największa porażka mojego
życia. Do widzenia.
Wybiegła z kawiarni, próbując
powstrzymać napływające do oczu łzy. Miała już dość. Dość tego wszystkiego.
Dość Sergiego. Dość tego małżeństwa. Dość pytań o nie. Dość teściowej. Dość
szwagierki. Dość tego, że ciągle musiała się przed kimś z czegoś tłumaczyć.
Przez chwilę pomyślała, że żałuje powrotu do Barcelony. Że w Amsterdamie było
jednak łatwiej. Tam przynajmniej nikt jej nie wypytywał o życie prywatne, a
tutaj co i rusz musiała opowiadać o swojej przeszłości. Rozdrapywanie starych
ran nie należało do najprzyjemniejszych.
Gdy już była pod swoją
kamienicą, wyjęła telefon i wybrała numer do jedynej osoby, z którą miała
ochotę spędzić teraz czas. Chyba nawet potrzebowała się jej wygadać.
–
Daniela, co powiesz na babski wieczór? Zrobię twoją ulubioną sałatkę i upiekę
babeczki czekoladowe.
–
Carmen, coś się stało? – zapytała zdziwiona.
– Po
prostu… – jęknęła – Dzisiejszy dzień był do dupy. Z rana odebrałam telefon od
prawnika z informacją, że w następny wtorek jest rozprawa, a potem… Cóż…
Właśnie wracam ze spotkania z teściową, która się boi, że jej synek znowu
będzie przeze mnie cierpiał. W ogóle nie brała pod uwagę, że to on spieprzył
nasze małżeństwo, a nie ja, rozumiesz?!
–
Czekaj… Co? Jaka rozprawa?
–
Rozwodowa, a jaka? – przewróciła oczami, przekręcając klucz w zamku od drzwi
wejściowych.
– Jak
to… Przecież… Nic nie rozumiem…Myślałam, że wróciliście do siebie z Sergim?
–
Tylko się nim opiekowałam, Dani…
– No
dobrze, ale przecież wy… No wiesz… Zachowywaliście się jak normalne małżeństwo…
Ze wszystkimi przywilejami.
–
Bywa. – westchnęła – Ja już mam po prostu dość, Dani. Wpadniesz? Marc wróci
przecież dopiero późno w nocy.
– Tak
jak Sergi – zauważyła.
– Nie
obchodzi mnie, kiedy wróci Sergi. Może już zadbać o siebie sam.
–
Czekaj. To gdzie ty jesteś?
– U
siebie w mieszkaniu. – odpowiedziała – W Barri Gótic.
– Będę
za jakąś godzinę.
***
Przekładała gorące jeszcze
muffinki z blachy na ozdobny talerz, kiedy rozległo się dzwonienie do drzwi.
Zdjęła w pośpiechu rękawicę kuchenną i poszła otworzyć. Z radością uściskała
blondynkę i nakazała się rozgościć. Wyjęła z szafek dwa talerzyki i sztućce. Po
chwili na stole wylądowała duża miska sałatki z wędzonego indyka, kukurydzy,
żółtej papryki, ananasa, ryżu basmati i majonezu oraz dzbanek świeżo
wyciśniętego soku pomarańczowego. Z głośników sączyła się muzyka, a dziewczyny
zasiadły do szklanego, eleganckiego stołu.
– Dobra,
Carmen. – Niemka odłożyła widelec i upiła łyk napoju – Powiesz mi, co się
stało? O co w ogóle chodzi z tym rozwodem?
– Po
wypadku Sergiego na tym pieprzonym rowerze wprowadziłam się do mieszkania w
Pedralbes. – przyjaciółka kiwnęła głową na znak, że zrozumiała – Cóż, tak
naprawdę już w szpitalu coś poczułam… Wiesz, takie iskierki jakie były między
nami dawniej. – podświadomie się uśmiechnęła, opowiadając o tym – Sergi był
taki miły i czuły, a zarazem taki…beztroski? – wzruszyła ramionami – Naprawdę
było jak dawniej. Jak wróciliśmy do domu, zauważyłam, że znowu zaczął nosić
obrączkę. Nie mieściło mi się to w głowie, bo… No bo jej przecież, do cholery,
nie nosił! – parsknęła – Wypytywał mnie o Denisa i cieszył się, że go
odstraszył… Wylądowaliśmy w łóżku – westchnęła.
– I co
było potem? – zaciekawiona architektka pochyliła się nad stołem.
–
Chciałam to zrzucić na to, że poniosła nas chwila i w ogóle, ale… On
zaprzeczył. Naprawdę tego chciał. No i tak to jakoś poszło… Dni mijały, a my
zachowywaliśmy się jak normalne, dobre małżeństwo.
–
Dlatego myślałam, że wszystko sobie wyjaśniliście. Sergi wyglądał jak zakochany
szczeniaczek ilekroć byłaś w zasięgu jego wzroku…
– I w
tym problem, bo nie wyjaśniliśmy sobie nic. Nie rozmawialiśmy na żadne poważne
tematy, Dani. Zrozum, – westchnęła – byłam tam, żeby mu pomóc, opiekować się
nim. Ale jak pojechał rano na mecz, to dotarło do mnie, że już wszystko z nim w
porządku, a ja nie wiedziałam, czy powinnam zostać, czy wrócić do swojego
mieszkania. Nie wiedziałam, czego on by chciał.
– Co
zadecydowało o tym, że wróciłaś?
–
Przeznaczenie. – zaśmiała się, kosztując soku – Zadzwonił do mnie mecenas
Ignacio. – śmiesznie wykrzywiła twarz, wymawiając to imię – Pełnomocnik
Sergiego. Poinformował mnie, że za dziesięć dni ponownie będę stanu wolnego.
Dani, skoro Sergi nadal chce się rozwieść, to oznacza to, że powinnam wrócić z
Pedralbes do siebie. Miło spędziliśmy czas i tyle. Teraz pora oficjalnie
zakończyć nasze małżeństwo – posłała smutny uśmiech, przyjaciółce, grzebiąc
widelcem w sałatce.
– Ale
może to jakaś pomyłka? – złapała ją za dłoń – Przecież jego zachowanie… Jego
spojrzenia… Nawet to pieprzone zdjęcie na Instagramie…
– I
może to, że rozwód ma być z orzeczeniem o mojej wyłącznej winie po to, żebym go
nie oskubała z pieniędzy to też pomyłka?
– Co?!
– pisnęła.
–
Taaaa… Był u mnie kiedyś ten jego adwokat i wyraźnie mi powiedział, że to moja
wina i nie dadzą mi żadnych pieniędzy.
– Co
zrobiłaś?
– A co
miałam zrobić? – zaśmiała się – Dani, ja nie potrzebuję pieniędzy Sergiego. Wiem,
jak ciężko pracował na to, co ma i kim jest. Nie chcę mu niczego odbierać ani
stwarzać problemów. Nie na tym powinien się skupić, a na sezonie, który się już
poważnie rozkręca. Dlatego powiedziałam, że się zgadzam, wezmę wszystko na
siebie, a jako że mieszkanie w Pedralbes jest na nas oboje to się go zrzeknę. A
żeby było śmieszniej zaproponowałam, że jak Roberto chce, to nawet pół mojego
wydawnictwa może sobie wziąć, bo nic innego nie mam.
– I
jakim cudem nie porozmawiałaś o tym z Sergim?! – warknęła zdenerwowana.
– Cóż…
Mieliśmy inne zajęcia. – oblała się rumieńcem – Zdecydowanie przyjemniejsze niż
kłótnie.
–
Boże, z wami jak z dziećmi. – przewróciła oczami – Chodźmy coś obejrzeć. Na co
masz ochotę?
–
Żaden ckliwy ani nawet gorący romans. Najlepiej dużo broni i krwi.
–
Taaa, to może od razu film przyrodniczy o modliszkach, gdzie to partnerki
odgryzają głowy swoim partnerom? – zaśmiała się jasnowłosa.
– Jak
dla mnie super!
– Ugh.
– westchnęła, przeglądając kolejne propozycje na Netflixie – A może obejrzymy
ten serial o Nickym?
– Może
być. – wzruszyła ramionami i sięgnęła po babeczkę. Ugryzła kawałek i ją
zemdliło – Cholera! – zaklęła pod nosem.
– Coś
się stało? – przejęła się jej przyjaciółka.
– Nie.
– pokręciła głową, przykładając dłoń do ust i zamykając oczy – Trochę mi
niedobrze, ale zaraz przejdzie – wstała i pobiegła po butelkę wody, z której
natychmiast upiła spory łyk.
– Od
dawna źle się czujesz? – przyjrzała się uważnie Niemka.
– Hmm…
– zastanowiła się – Jak piekłam babeczki to też mnie od tego zapachu nieco
zmuliło. Och. I rano, jak Sergo smażył jajka na bekonie. Wczoraj nie mogłam
znieść zapachu salami, jak ten debil zrobił sobie kanapkę wieczorem. –
pokręciła głową – Byliśmy dwa dni temu w tej nowej knajpce przy plaży i
krewetki jakoś tak dziwnie smakowały. Musiałam się przytruć. Pewnie były
nieświeże albo źle je ktoś wyczyścił. – westchnęła – Zawsze nie miałam
szczęścia do owoców morza w restauracjach. No a ten stres dzisiaj też zrobił
swoje.
–
Zawsze tak reagujesz na stres, że chce ci się wymiotować? – powątpiewała w
tłumaczenia Soler.
–
Przeważnie. – przytaknęła, wracając na kanapę – Możesz już włączyć.
– Jak
uważasz. – wcisnęła play, ale nie mogła się powstrzymać przed rzuceniem z
chytrym uśmieszkiem – Ale według mnie powinnaś iść do lekarza. Albo
przynajmniej zrobić test ciążowy.
***
Miała już wystarczające
doświadczenie, by wiedzieć, że telefony w środku nocy od któregokolwiek z
piłkarzy nie oznaczały niczego dobrego. Ubrała się szybko w jeansy i top bez
rękawków. Założyła balerinki, zarzuciła na plecy katanę jeansową, zgarnęła
niewielką torebkę z portfelem, dokumentami, kluczami i telefonem, po czym
zbiegła do garażu. Odebrała po drodze Danielę i razem pojechały do jednego z
barcelońskich klubów.
Weszły do lokalu i od razu
pokierowały się do baru, wymijając tłumy tańczących ludzi. Podeszły do dwóch
siedzących tam mężczyzn. Carmen się wściekła, widząc w jakim stanie był jej
mąż.
–
Jesteście! – Marc się z nimi przywitał – Przepraszam, że zerwałem cię w środku
nocy, Carmen, ale sam nie dałbym sobie z nim rady, a nie chciałem robić
widowiska...
–
Patrzcie państwo! – Katalończyk podniósł głowę na kobiety – Żona roku się
pojawiła! – zakpił.
–
Zamknij się, zbieraj swój tyłek i jedziemy do domu, Sergi! – warknęła,
zbliżając się do niego na ledwie kilka centymetrów.
– Do
domu z którego się wyprowadziłaś, jak byłem na wyjeździe?
– To
dlatego tak pijesz? Bo Carmen wróciła do swojego mieszkania? – gapiła się na
niego Jehle.
– No
cóż. – cmoknął – Niecodziennie dowiadujesz się od swojej matki, że twoja żona
uważa wasze małżeństwo za życiową porażkę.
–
Podnoś się i wracamy – zacisnęła zęby Katalonka.
–
Nigdzie z tobą nie wracam. Nie potrzebuję cię. Idź sobie.
–
Jesteś tego pewien? – uniosła brew, zadając pytanie, a kiedy pokiwał
potwierdzająco głową, zdjęła z siebie kurtkę, którą rzuciła na kontuar razem z
torebką – Co ty robisz?
– To,
co powinnam już rok temu.
Odwróciła się na pięcie i wtopiła
się w tłum ciał na parkiecie. Wirowała w rytm muzyki i starała się zapomnieć.
Zapomnieć o ostatnich wydarzeniach. Zapomnieć o mężu. Zapomnieć o problemach.
Zapomnieć i zacząć od nowa. Tylko ona i muzyka.
Wsłuchała się w słowa piosenki i oddała jej.
Nawet nie zauważyła, kiedy zbliżył się do niej jakiś mężczyzna. Położył dłonie
na jej talii i poruszali się do taktu. Odwróciła się, kiedy poczuła, że jej
partner został od niej odciągnięty.
– Łapy
przy sobie, dupku! – Roberto wyglądał na prawie trzeźwego, odpychając bruneta.
Jak to możliwe w tak krótkim czasie?
– Ej,
gościu, spokojnie! – tamten uniósł ręce w geście poddania.
–
Spierdalaj stąd albo ci przywalę! – warknął, a potem chwycił brunetkę za rękę –
Co ty, kurwa, wyprawiasz, Carmen?!
–
Bawię się. A co? Tylko ty możesz? – burknęła.
– Nie
wkurwiaj mnie!
– To
daj mi spokój! Idź sobie do jakiejś Coral, a ode mnie się odczep, Roberto! To
ci najlepiej wychodzi!
– Nie
ma mowy! Nie pozwolę na to, żebyś mnie zdradziła!
– Odezwał
się wierny mąż – dogryzała mu.
– Czy
wy możecie po prostu wsiąść do auta i pojechać do domu?
– Tak!
– krzyknął Sergi.
– Nie!
– odpowiedziała jednocześnie Soler.
–
Jesteś moją żoną i twoje miejsce jest przy mnie, Carmen! Jedziemy do domu!
–
Taaa, szkoda, że twój prawnik mówi co innego – przewróciła oczami, tupiąc nogą.
– Co?
– nie zrozumiał.
–
Jeszcze tylko przez dziewięć, a w sumie osiem dni możesz tak do mnie mówić –
zaśmiała się.
– O
czym ty, do cholery, mówisz?
– A
co? Nie odebrałeś wiadomości od mecenasa Valdeza? W następny wtorek się
rozwodzimy, kochanie.
–
Jak…? Coo…? – zdziwił się.
– Tak
to zazwyczaj wygląda, jak się składa pozew rozwodowy, Sergi – odezwała się Dani.
– Ale…
– jęknął – Carmen? – spojrzał na swoją żonę.
–Nie
mam siły się kłócić… – schowała twarz w dłoniach.
– Więc
zatańcz ze mną – rzucił.
– Co
proszę? – wytrzeszczyła oczy.
– To
co słyszałaś. Jeden taniec.
Ujął delikatnie jej dłoń w
swoją. Drugą umieścił na jej talii. Przyciągnął ją bliżej siebie i zaczęli
poruszać się w rytm muzyki. Świetnie znali ten kawałek, ponieważ to właśnie do
niego tańczyli swój pierwszy taniec podczas wesela. „Escape” to była ich piosenka
i to właśnie dlatego piłkarz poprosił ją, by z nim zatańczyła, gdy tylko
usłyszał pierwsze nuty przeboju. To mogła być jego szansa. Spojrzał prosto w
jej piękne szmaragdowe oczy i zaczął podśpiewywać:
Here's how it goes, you and me, up and down
but maybe this time
We'll get it right, worth a fight
Cause love is something you can shape
When it breaks
All it takes is some trying
If you feel like leaving
I'm not gonna beg you to stay
'Cause soon you'll be finding
You can run, you can hide
But you can't escape my love
You can run, you can hide
But you can't escape my love
So if you go
You should know
It's hard to just forget the past so fast
It was good, it was bad but it was real
And that's all you get in the end of the
matter
If you feel like leaving
I'm not gonna beg you to stay
'Cause soon you'll be finding
You can run, you can hide
But you can't escape my love
You can run, you can hide
But you can't escape my love
Małżeństwo
Niemców uważnie im się przyglądało podczas tych kilku minut. To niesamowite, że
w chwilę po kłótni, potrafili patrzeć na siebie z widoczną tęsknotą i niemą
prośbą. Trzeba było być ślepym, by nie widzieć, jak ogromnym uczuciem darzyła
się ta dwójka.
Gdy głos Enrique Iglesiasa został zastąpiony
przez pierwsze nuty najnowszego hitu Luisa Fonsi, Katalonka spojrzała smutno w
oczy męża i zapytała, czy mogliby już po prostu pojechać do domu. Niechętnie
przytaknął. Objął ją w pasie i całą czwórką wyszli z klubu. Najpierw Soler
odwiozła Dani i Marca, a potem skierowała się do Pedralbes. Jechali w ciszy.
Dopiero gdy weszli na górę, piłkarz usiadł na sofie i się odezwał:
–
Naprawdę uważasz, że nasze małżeństwo to twoja życiowa porażka? – zerknął na
nią spode łba. Był smutny.
– Tak.
– potwierdziła bez wahania – Skoro nie byłam w stanie przekonać ukochanego
mężczyzny do tego, by chciał założyć ze mną rodzinę, to owszem, uważam to za
moją życiową porażkę. Nie wiem, może czegoś mi brakuje, ale tak czy siak, to
moja porażka.
–
Carmi… – ton jego głosu był błagalny, ale ona pokręciła głową.
– Nie
musisz mi się z niczego tłumaczyć, Sergi. Było, minęło. Ja już niczego od
ciebie nie oczekuję. Ta sprawa jest już zamknięta. – otarła spływającą po
policzku łzę – Trzeba ruszyć dalej – blondyn poderwał się z siedzenia i
podbiegł do Katalonki.
– Ale
ja nie chcę ruszać bez ciebie, Carmi. – wyszeptał – Jesteś moją żoną i… – nie
dała mu dokończyć.
– Już
niedługo.
– Daj
spokój, Carmen! – potrząsnął ją za ramiona – Ja nie chcę żadnego rozwodu, do
cholery! Chcę, żeby było tak jak jest. Jak
dzisiaj podczas naszego tańca. Tak spokojnie, romantycznie i…normalnie. Żebyśmy
nadal byli małżeństwem. Żebyś nadal była moją kochaną, cudowną, seksowną żoną.
A ja chcę być twoim troskliwym, opiekuńczym, zazdrosnym i upierdliwym mężem!
Proszę cię, Carmi… – pochylił się i musnął jej usta, ale kobieta szybko się
odsunęła.
– Nie,
Sergi. – pokręciła głową – Tak będzie lepiej.
– Dla
kogo? Bo na pewno nie dla mnie.
– Dla
ciebie i dla mnie. Tak będzie prościej, Sergi – nie była już w stanie
powstrzymać łez.
–
Błagam cię, nie odchodź! – ocierał jej mokre policzki – Kochanie, proszę cię!
Zostań. Ja cię tak bardzo potrzebuję. – przyciągnął ją do siebie mocno i
szeptał jej we włosy błagalne prośby – Nie odchodź. Ja cię tak bardzo kocham,
skarbie!
–
Czasami miłość nie wystarcza, Sergi. – wyswobodziła się z jego uścisku – Wybacz
– wyszeptała i wyszła w pośpiechu z mieszkania. Roberto upadł na kolana i
zaniósł się łzami. Nie mógł uwierzyć, że to już koniec. Nie wierzył, że jego
słodka Carmen mogła go już nie kochać… Po prostu nie mógł. A może nie chciał…
***
Badum-tss!
Oj, chyba coś ostatnio rozpieszczam Was długością rozdziałów! 😂
Troszkę dzisiaj dramy. Pasuje Wam takie zakończenie i rozpaczający Sergi? Macie dla niego (albo dla Carmen) jakieś rady? Jakieś przewidywania? Z chęcią posłucham i nabiorę weny na dalsze pisanie. 😅
Buziaki!
Dzień dobry wieczór 😎 Obiecałam, także jestem, jeszcze przed północą, drugi raz pod rząd jako pierwsza.. Widzisz mój progres? Takie combo! Ha!
OdpowiedzUsuńOstatnio wnosiłam tutaj o odrobinę więcej IQ i teraz cóż.. Częściowo jestem zadowolona, ale to nie znaczy, że zupełnie zadowolona. Spieszę z wytłumaczeniem. Sergiemu wrócił rozum do głowy i wreszcie zadeklarował swoje uczucia, swoją miłość i powiedział, czego tak naprawdę chce. Naprawdę szacun i to mnie baardzo ucieszyły. Jednak Dzban roku pozostaje dzbanem roku. Carmen Alvaro Soler. Ma wszystkie symptomy ciąży (A NIE MÓWIŁAM, ŻE TO SIĘ TAK SKOŃCZY?! MÓWIŁAM!), a dopiero koleżanka musi jej podsunąć taki pomysł do głowy, po czym główna bohaterka robi z tym całe wielkie NIC. No jasne. Zero paniki, chill i kluby.
Chyba że. (Tu przechodzimy do mojej teorii spiskowej.) Chyba że wie o ciąży i przez nią podtrzymuje zdanie o rozwodzie, chociaż wie, że Sergi ją kocha. Bo mogło to być tak, że właśnie dlatego wyjechała, każde z nich oczekiwało czegoś innego od życia. Carmen chciałaby rodzinę, dzieci, dom, a dla jej jeszczemęża ważniejsza kariera i może to było tym powodem kłótni i wyjazdu? Może nabranie dystansu? Chociaż wciąż mi tu coś się nie klei i muszę to dopracować. Mimo wszystko, to miałoby sens, ona w ciąży, on nie chce mieć dzieci, więc woli się rozwieść i odejść, wrócić nawet tam gdzie była.. Chyba moja bohaterka oddała swój bardzo mały rozumek twojej, jeśli chodzi o te sprawy, a jeśli tak, to znaczy jedno:jeszcze więcej dram i akcji! Jestem bardzo na tak. Szkoda, że jest wciąż tyle niedomówień, ale mam nadzieję, że koniec końców w końcu i Carmen zdobędzie się na wyznania i nie będzie już aż takim dzbanem, tylko dzbanuszkiem.
Będę cię niedługo nękać o wstawienie 1 4, ale najpierw muszę zająć się pisaniem swojego. Jak już napiszę zacznę się czepiać ciebie😂.
Ściskam mocno i do następnego!!❤️❤️❤️
Ps. Chyba pierwszy raz od dawien dawna miałam naprawdę wrażenie, że czytam u ciebie długi rozdział, ale taki długi długi! ;o
Ps.2. Daj mi odrobinę tego talentu do pisania, bo naprawdę..rozpływam się i tak trosze bardzo mocno zazdraszczam. 😂🙈😏
Ps.3 Idę spać, obowiązek wykonany. Dobranoc! ;D
Jestem pod wrażeniem Twojego progresu - nie myśl sobie, że nie zauważyłam! ;p
UsuńWybacz, że nie odpowiem na Twoje teorie spiskowe, ale wtedy nie byłoby zabawy... Wyznania będą, ale niekoniecznie na linii Carmen - Sergi.
Na pocieszenie dodam, że w kolejnym rozdziale wszystko się wyjaśni. ;)
Co to był za rozdział, to ja nie mam pytań!
OdpowiedzUsuńNiby było między nimi fajnie przez ten okres, ale jednak... Jak zauważyła Carmen zabrakło rozmów na poważne tematy i jak widać ostatecznie do spotkania w sądzie dojdzie. Smutno mi z tego powodu, bo naprawdę ucieszyłam się, że wrócili do siebie na dobre, ale w sumie kto powiedział, że do rozwodu dojdzie? Sergi zawsze może zaprotestować czy cokolwiek!
Spotkanie z teściową i szwagierką mnie zaskoczyło, ale sama rozmowa rozłościła. I tu zastanawiam się, co Roberto mógł nagadać rodzinie skoro oni twierdzą, że to wina dziewczyny? Chyba, że mamusia tak kocha swojego synka, że innej wersji, niż ta, którą przedstawiła jej nigdy nie przyszła do głowy.
Mam taką samą radę jak Dani - niech robi test, bo to żaden stres!
Końcówka bardzo smutna i trochę mi szkoda Sergiego, ale tylko trochę. Chłop musi się ogarnąć i naprawdę zawalczyć w tym momencie o swoje szczęście z (jeszcze) żoną.
Do następnego.
Pytanie, czy nie jest za późno na to ogarnięcie się? Wszak do rozprawy już tak mało czasu...
UsuńNo dobra, ja nadal nie wiem, o co chodzi z tym całym rozwodem :D Bo to, że Sergi tak się dziwił, gdy Carmen mówiła mu o rozmowie z mecenasem dało mi do myślenia :D Ale przecież to niemożliwe, by on o niczym nie wiedział... Ach, no ciekawość mnie zżera! Faktycznie ostatnio układało się między nimi tak dobrze, że myślałam, że do żadnego rozwodu nie dojdzie, a teraz... Już sama nie wiem. Mieli tyle czasu, a nie porozmawiali ze sobą szczerze no i masz. Teraz Carmen chce się rozwieść, Sergi nie chce o tym słyszeć... W dodatku być może Carmen jest w ciąży, co już w ogóle doprowadza mnie do zadania Ci większej ilości pytań haha :D Ale uzbrajam się w cierpliwość i czekam na nowość :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Sergi, jaki Ty jesteś nieogarnięty! ^^ W całym tym szale radości związanym z posiadania Carmen u swojego boku zapomniał poinformować swojego prawnika, że nie ma zamiaru się rozwodzić. Bowe, te chłopy! I zamiast z nią wcześniej porozmawiać, to wziął się za to na samym końcu ... chwytając tego niczym tonący brzytwy! Rozumiem Carmen że poczuła się skołowana. W końcu Sergi nie dał jej jasnego sygnału, że nie chce jednak tego rozwodu ... a na koniec ten telefon ... i wszystko się skomplikowało :(
OdpowiedzUsuńA co, jeśli Carmen jest w ciąży? ;o Z tego co zrozumiałam, powodem ich rozstania była możliwa niechęć Sergiego do posiadania dzieci. Czy w ciągu tych kilku lat dojrzał i mógł zmienić zdanie? ^^